Artykuły i wywiady

Wspomnienie o Gurujim, Ałła Raginis

Miałam niezwykłe szczęście spotkać Guruji Iyengara, uczącego na kursie dla początkujących w Rishikesh. Pierwszy raz pojechałam do Indii w 1992 r. W Delhi na lotnisku spotkał mnie Jurek, który będąc w Punie, dowiedział się, że Guruji jedzie do Rishikesh prowadzić tygodniowy kurs.

Wielki namiot, zamiast podłogi dywany, o wschodzie słońca przed 7 rano zimno. Wchodzi Guruji. Nie zapomnę nigdy tego uczucia całkowitego zaufania, które mnie ogarnęło jak Go zobaczyłam. Bez żadnych wątpliwości poczułam, że On WIE. Pokłon do stóp, bez oporu.

To był mój początek na ścieżce jogi, niewiele rozumiałam o czym mówi, nie rozumiałam dobrze jego angielskiego i zaawansowanych instrukcji. W Polsce chodziły pogłoski, że Iyengar jest wymagający i ostry, że krzyczy, to dodawało iskry strachu, trzymało mnie na dystans.

W Rishikesh nie miałam czasu na aklimatyzację ( w Polsce środek zimy) i następnego dnia dygotałam z przejęcia, wrażeń i zimna ( krótkie spodenki, a temperatura przed wschodem około +7).

Na zajęciach Guruji podszedł do mnie i mówi: " Ja taki stary i nie jest mi zimno, a Ty? " W tym momencie poczułam fale gorąca i już przestalam marznąć.

Na kursie dla początkujących uczył Virabhadrasanay III, Shirsasany. Nie było koców, wiec do świecy kazał nam zwinąć dywany.

On pomagał przekroczyć swoje ego, swoje ograniczenia. Wiedział co, jak i kiedy zastosować. Klapnięcie po ramieniu rozbudzało umysł. Zagapiłam się w skręcie, jego dłonie na tylnych żebrach ciało zapamiętało na zawsze.

Podczas miesięcznych pobytów w Instytucie w Punie, przebywało się w Jego domu, widziało się Gurujiego w życiu codziennym.

Poranna praktyka z Prashantem. Stoimy w Uthhita Hasta Padangushtasanie z nogą na barierce przy oknie. Naprzeciwko szeroko otwarte okno w pokoju Guruji. On siedzi przy biurku, czyta dzisiejsze Indian Times. Idę na zajęcia wieczorne z Geetą, On ogląda mecz krykieta, głośno kibicując. O godz. 4 po południu zawsze był w bibliotece, pracował, spotykał się z grupami, często z dziennikarzami.

Guruji codziennie przychodził na praktykę własną, w tym samym czasie gdy ponad 100 osób praktykuje na sali. Nie praktykował gdzieś w swoim pokoju, był wśród nas. Albo odwrotnie, gościł setki osób u siebie. On w odwróconych, na backstreche-rze, na linach, otoczony wianuszkiem najbliższych uczniów. On uczący wnuczkę Abhi. Mówił do niej cicho, głosem, przepełnionym miłością. Wymagał, czasami dyskutowali. Ta ich relacja była nasiąknięta czystą Miłością, a zrozumienie i współczucie wypełniały całą salę, cały Instytut.

Jego Światło Nauk cały czas żywe w uczeniu Geety, Prashanta, Gabrielli, Faeqa, Corin, Rity, Lois, od których się uczyłam, którym wiele zawdzięczam. Jego Światło jest obecne w sekwencjach asan, nauce asystowania, w systemie egzaminacyjnym.

Geeta przekazuje dokładnie jego słowa. Można powiedzieć, że kilka lat temu, miałam szczęście, będąc w ciąży, być pacjentką na zajęciach terapeutycznych. Przenikliwe oczy Gurujiego, ustawienie w pozycji, korekta - to wszystko działało na otwarcie, na lepsze przyjęcie Nauk.

Na zajęciach Gity, Prashanta przestalam się bać, przestałam "Nie Rozumieć". Podążając spokojnie za instrukcjami, wykonując 20 mostków, dostawałam miłość.

Ja się zmieniłam, inne rzeczy przyszły w praktyce. "Dociśnij piętę, wyciągnij kręgosłup" nie raz mnie wyciągało z najtrudniejszych tarapatów życiowych. Guruji pokazał mi drogę, która jest nieograniczona i pragnę te Nauki zgłębiać, zgłębiać, zgłębiać... Dziewięć miesięcy temu, w dniu wyjazdu pokłon do Guruji, siedzącego przed swoim domem. Dotknęłam Jego stóp. Poczułam dotyk na głowie i "GOD BLESS YOU"

Szczęście.
Wdzięczność.

Om Shianti Guruji