Kiedy zaczynałam praktykować jogę, Iyengar był dla mnie postacią odległą i nieosiągalną. Nauczyciele, u których praktykowałam wspominali o jego charyzmie, powoływali się na jego autorytet, polecali jego książki.
Nie przypuszczałam, że kiedyś będę miała okazję go spotkać, o praktyce pod jego okiem nie wspominając. Kiedy więc pierwszy raz przyjechałam do Instytutu w Punie, nie mogłam uwierzyć, że oto siedzi tam, w fotelu, drobny, siwy człowiek, z wielkimi, krzaczastymi brwiami (zdradzającymi jego charyzmatyczną i porywczą naturę) i żywo z kimś dyskutuje. Nie mogłam uwierzyć, że to ten wielki człowiek, tak po prostu przechadza się po Instytucie, pojawia się na sali i praktykuje z nami. Czułam przed nim tak wielki respekt, że bałam się podejść bliżej, bałam się spojrzeć mu w oczy i po prostu skłonić się do jego stóp w geście wdzięczności i podziękowania za tyle dobra, które niesie ludziom poprzez swoją naukę.
Z czasem przywykłam do jego obecności. Obserwowałam, jak jego czujny umysł koryguje nasze poczynania na macie podczas praktyki na grupach kobiecych. Mimo, że Guruji odbywał w tym czasie praktykę własną, a grupę prowadził ktoś inny. Jego podzielność uwagi godna była podziwu. Jak również to, że swoją uwagę poświęcał nieustannie innym. Jak nie grupa kobieca, to wnuczka Abhijata, której od kilku lat poświęcał codziennie czas praktyki własnej. Wiedział, że Abhi jest godnym i chętnym spadkobiercą wiedzy dziadka. Dlatego dzień po dniu - twardą ręką i ostrym słowem, ale nie bez miłości - szlifował warsztat jogiczny swojej wnuczki.
Popołudniami natomiast pojawiał się na grupach terapeutycznych, doglądając i korygując osoby cierpiące na różnego rodzaju dolegliwości. Klasy terapeutyczne są zwykle bardzo liczne, ale Guruji Iyengar zawsze pamiętał kto, z czym przychodzi. Kiedy pojawiały się osoby nowe, wypytywał obecnych na sali nauczycieli o szczegóły choroby i osobiście doglądał, czy dana osoba praktykuje prawidłowo. Zdarzało się (dość często), że oberwało się temu, czy innemu nauczycielowi za to, że nie pracuje z uczniem odpowiednio. Sama na własnej skórze poczułam takie słowne "rózgi". Będę je pamiętać długo...J.
Iyengar znany był z tego, że prowadził życie aktywne, posiadał wiedzę i obycie w wielu dziedzinach życia. Moją osobistą przygodą było wykonanie dla niego pokazu klasycznego tańca indyjskiego - bharatanatyam, w którym zawarta jest pantomimiczna historia zstąpienia Patańjalego na ziemię. Był to dla mnie zarówno niebywały zaszczyt, jak i wielki stres i wyzwanie. Moja nauczycielka tańca - dr Sucheta Chapekar - przygotowała tą choreografię specjalnie dla Gurujiego na jego osiemdziesiąte urodziny. Jednakże nigdy jej sama nie wykonała. Postanowiła więc kilkanaście lat później pokazać taniec w innym niż swoje wykonaniu. Zaskoczyło nas, jak żywo Iyengar reagował na elementy tańca. Miał kilka uwag do samej choreografii, chciał więcej elementów "wężowych", jako, że Patańjali jest wcieleniem Adiśeshy - węża nieskończoności. Była to prawdziwa radość widzieć i czuć, że Iyengar zna się na rzeczy i dokładnie wie, co jest właściwe i w jakich proporcjach - nie tylko w dziedzinie jogi. Miał wielką wrażliwość na piękno i sztukę.
Moja ostatnia wizyta w Punie miała miejsce minionej zimy. Odbywaliśmy z grupą joginów naszą jogiczną podróż, podczas której odwiedziliśmy Instytut, by spotkać się z naszym drogim nauczycielem - Iyengarem. Guruji bardzo był tego dnia zajęty. Właśnie była u niego miejscowa telewizja, która nagrywała wywiad po tym, jak został wyróżniony narodową nagrodą za dokonane zasługi. Znalazł jednak dla nas odrobinę czasu i parę ciepłych słów. Byliśmy również świadkami udzielanego wywiadu i chyba na każdym zrobił on wrażenie. Jasność myśli, wyostrzony umysł, doskonała pamięć i do tego poczucie humoru. Człowiek, który niedawno ukończył 95 lat! Takiego go zapamiętamy. Młodego duchem, z otwartym umysłem i sercem, gotowego poświęcić swój cenny czas każdemu, kto o to poprosi. Jego duch żyje i żyć będzie w naszych sercach i naszym nauczaniu.